rozmawiała: Marta Kawczyńska
Dlaczego wybrała Pani słowo „wrzeciono”?
Fundacja Apetyt na Kulturę i Ośrodek Kultury Ochoty realizowały cykl warsztatów muzycznych dla młodzieży szkolnej, które promowały twórczość Stanisława Moniuszki. Jeden z utworów – „Prząśniczki” – został przez nich wybrany do pracy indywidualnej. Prząśniczki były kobietami tkającymi na wrzecionie przędzę, z której powstawała tkanina.Czy w Pani rodzinnym domu było jakieś wrzeciono?
U mnie w domu raczej trudno doszukiwać się tradycji tego typu. Pochodzę z Lubelszczyzny, a dokładnie z Puław. Mama była pedagogiem, ale potrafiła robić na drutach. Kompletny zestaw tkacki otrzymał od nas na swoje zasiedliny w Brodnicy – Rysio Rynkowski. Nie wiem, czy go wykorzystał, ale nie mieliśmy żadnych reklamacji!A co z duszą, którą mają stare przedmioty?
Wrzeciona mają duszę! Na Kaszubach, które znam i kocham, ale wierzę, że w innych regionach też tak jest, kobiety same tworzą swoje wrzeciona. Wrzeciono jest pewnego rodzaju igłoprowadnicą pozwalającą szyć, a właściwie tkać. Dla mnie jest to „tkanie” kreowanie marzeń czy pragnień – i często towarzyszy temu wspólne śpiewanie, opowiadanie. To tak, jakby każda z nas, kobiet, miała w sobie siłę i mądrość, która mogłaby się przeciwstawić władzy Mojry.A jaka melodia kojarzy się Pani z tym słowem?
„Prząśniczki” były i są bardzo popularną pieśnią – z racji tradycji włókienniczych regionu łódzkiego był to też sygnał bardzo prężnej regionalnej stacji telewizyjnej. A więc świetna promocja województwa łódzkiego i twórczości Moniuszki.A wrzeciono czasu...
Każdy z nas ma w sobie takie wrzeciono, które pozwoli mu na realizowanie swoich marzeń i swojego życia tak, by zapewnić sobie szczęście i miłość! „Wrzeciono czasu” – jest to także tytuł cudownego filmu Kondratiuka, który dawno temu oglądałam. Chciałabym zobaczyć go znowu.